środa, 30 grudnia 2015

trudny temat

Sprawa bezrobocia jest ważna, ale czy temat jest trudny?… Może trudny politycznie, ale ekonomicznie to są po prostu regulacje. Więcej regulacji = wyższe bezrobocie.
Co więcej hasło „ochrona miejsc pracy” nie oznacza zmniejszania bezrobocia. Dosłownie oznacza ona niezwalnianie ludzi z ich obecnych stanowisk, czyli gdyby ten cel dało się osiągnąć, to bezrobocie byłoby co najwyżej utrzymane. Ci którzy twierdzą, że ochrona miejsc pracy przekłada się na zmniejszanie bezrobocia posługują się błędnym domniemaniem, że wystarczy, że obecne miejsca pracy państwo uchroni od zlikwidowania, a kolejne i tak powstaną. Opiera się to na błędnym założeniu, że gospodarka zawsze rośnie. Faktycznie jednak, gospodarka zawsze się zmienia, więc żeby zmniejszyć bezrobocie, należałoby „uelastyczniać” miejsca pracy.
Po trzecie wreszcie – nie podzielam pejoratywnego zdania autora o szarej strefie. Warto tutaj podsumować, że globalne obroty w szarej strefie szacowane są na $10 milardów rocznie i szybko rosną. To dzięki szarej strefie miliony ludzi (także w Polsce) wychodzą z ubóstwa. Dodam też, że ktokolwiek kto miał kontakt z Chinami wie, że duża część obrotu nawet dużych firm odbywa się w szarej strefie. Zaryzykuję stwierdzenie, że to szara strefa była motorem napędowym wielu spektakularnych sukcesów gospodarczych. Wnioskuję zatem: zalegalizujmy szarą strefę!  Co do USA to opowiem z doświadczenia własnego bo kilka lat tam mieszkałem. Tam bezrobocia zasadniczo w wiekszych miastach nie ma – nikt nie twierdzi, że są to zawody świetne i dobrze opłacane, ale urzymać się zawsze można niezależnie czy się tam przyjechało legalnie czy nie. No i rozumiem, że do europejskich statystyk też mam doliczać więźniów?
Blog Pana Bendyka poczytałem. Trudno się niezgodizć, że należy konkurować innowacyjnością. Na początek każdy jednak konkuruje czym może. Wspomniane tam Chiny od 30 z okładem lat konkurują właśnie tanią siłą roboczą – i ta taniość to w dużej mierze przez dekady to poziom ubóstwa w Polsce niemal nieznany. Takę pracowitością przez 30 lat odłożyli trochę kapitąłu i teraz próbują coś z nim zrobić. My startowaliśmy z nieco lepszego pułapu, ale dalej kapitału u nas było i jest niewiele. Musimy go spobie najpierw wypracować – co powoli nam się udaje. Mżonki o tym, że jak teraz damy kazdemu pracownikowi po 10 000 na rękę (żeby przypadkiem nie konkurować tańszą pracą) to innowacyjność się pojawi uważam za naiwne.
Uważam polską biurokrację za zbyt niewydolną by przygotować tak przemyślny spisek. Zachowuje się raczej jak rakowata narośl. Efekt jest dokładnie taki jak Pan opisał.
W dwóch pierwszych punktach pełna zgoda – miałem nadzieję, że taki będzie wydźwięk tego wpisu. Co do trzeciego to nie chcę się wdawać w zbyt głębokie dywagacje bo przygotowuję w tym temacie wpis, ale byłbym raczej za legalizacją – tzn takimi warunkami by ulegalniła się sama.

czwartek, 10 września 2015

fala

Problem jest dużo szerszy i z uwagi na powagę i dalekosiężne skutki należy zachować odpowiedni dystans. Pomimo, że interesują Pana bardziej osobiste dramaty niż polityczne kalkulacje nie powinien Pan grać na emocjach. Czytając niemiecką prasę można poznać także inne aspekty. Nie wszyscy uciekinierzy to rodziny, są też młodzi mężczyźni, którzy w przedziwny sposób mają takie same okaleczania dłoni z zatartymi liniami papilarnymi, wielu z nich jest bez dokumentów i podszywa się pod Syryjczyków. Syryjczycy jadący tym samym pociągiem zwrócili na to uwagę w rozmowie z niemieckim reporterem. Oni rozpoznali po akcencie, że to Irakijczycy, Niemcy nie odróżnią takich niuansów.
Pisze Pan że “Na całe szczęście jest Angela Merkel, która robi to, czego od prawdziwych przywódców należy oczekiwać”. Ja mam odmienne zdanie. Na zlecenie Federalnego Urzędu ds Migracji i Uchodźców w 2014 roku opracowano w językach albańskim, arabskim, rosyjskim, dari, farsi, Patschu i serbskim film propagandowy agitujący do występowania o azyl w Niemczech. Przedstawicie niemieckiego przemysłu deklarowani niedawno, że zagospodarują wszystkich azylantów, niestety nie będą mogli utrzymać obowiązującej stawki minimalnej 8.5 €. Zestawiając to dodatkowo z ilością ofert pracy oferowanej przez Federalny Urząd Pracy, a jest tego ponad milion, mam wątpliwości co do intencji Niemców. Dla chętnych i niedowiarków podaję link do artykułu w Die Welt. . Partia Pracy (przedtem Norweska Partia Pracy) od 1945 do dzisiaj rządziła Norwegią przez 55 lat. Z jej szeregów wywodziło się 10 norweskich premierów w tym obecny. Według różnorodnych rankingów Norwegia plasuje się zawsze wśród krajów najbardziej przyjaznych do życia. Wielkim bogactwem z ropy naftowej Norwedzy dzielą się z najbiedniejszymi krajami Unii Europejskiej, wśród nich jest także Polska.
22 lipca 2011 obóz młodzieżówki tej partii na wyspie Utoya odwiedza dumny przedstawiciel rasy białej, norweski rolnik, skrajny nacjonalista, rasista, autor 2083-Europejskiej Deklaracji Niepodległości i z zimną krwią zabija 69 osób, rani 33, a przedtem wysadzając ciężarówkę pod siedzibą norweskiego premiera, przy okazji zabijając 8 osób.
(z ciekawości, czy cytowana przez ciebie lista gwałtów “popełnianych przez muzułmanów i uchodźców z Afryki” w Szwecji przekracza, no… choćby te 69? )
Paredziesiąt lat wcześniej, niezwykle kulturalny, aryjski, europejski naród białych “nadludzi” daje się ponieść nacjonalistyczno – rasistowskiej fali, wywołuje wojnę, demoluje Europę i przy okazji unicestwia kilkanaście milionów istnień ludzkich w tym znaczny procent w wyniku planowo przeprowadzanej, przemysłowo, eksterminacji.
W powyższych przykładach ludzie innych ras w 100% byli raczej ofiarami, nie sprawcami. Propagandowe filmy hitlerowskie pokazywały środowiska Żydów jako “brudny, zawszony bałagan”.
(każde morderstwo jest złe, ale z czy dało by się w tym przypadku przeprowadzić również jakiś bilans z tymi popełnionymi przez Żydów, muzułmanów, czy Afrykańczyków w Europie, a może nawet na Świecie? – czy szczycąc się i pusząc z racji białego koloru skóry nawet w Europie mamy do tego prawo ? )
Brak organizacji na Keleti nie upoważnia Pana do analogi z eksterminacją Żydów i wywózce do obozu zagłady w Auschwitz. To obrzydliwe i niegodne porównanie i znów granie na emocjach.
Teraz powrócę do, jak to Pan ujął, politycznych kalkulacji. Przyjęcie uciekinierów to dopiero początek. 2.5 miliona czeka w Istambule, w Afryce opuściło domy 15 milionów i szuka sobie nowego miejsca do życia. Czy będziemy w stanie ich wszystkich przyjąć, dać dach nad głową zapewnić środki do życia, umożliwić adaptację. Pamiętać przy tym trzeba, że nie można patrzyć na muzułmanów oczami Europejczyka i z poziomu europejskich wartości. To dwa nie przystające do siebie światy. Mentalność muzułmanów nie pozwala im na integrację ze społeczeństwem ich nowych ojczyzn. Dążą oni do narzucenia swoich zasad, religii i prawa. Skutki odczuwają już państwa które przyjęły wcześniej muzułmanów. Piękna idea multi-kulti nie sprawdziła się. Jest jeszcze jeden aspekt z zakresu tych obrzydliwych kalkulacji politycznych. Zwykli Niemcy piszący na forach chwalą postawę przywódców Grupy Wyszehradzkiej. W Niemczech pojawiają się akty wandalizmu w obiektach przywidzianych do przyjęcia azylantów. Jeśli społeczeństwa zradykalizują się, do władzy dojdą populistyczni nacjonaliści i UE już i tak trzeszcząca w szwach rozsypie się jak domek z kart.

sobota, 17 stycznia 2015

z tamtych czasów

Urok dawnej poligrafii .  W jednej ze swoich książek Marek Krajewski obrazowo oddaje zmianę epoki w poniemieckim Wrocławiu właśnie na przykładzie papieru – jeden z bohaterów zmuszony jest pisać (jeszcze solidnym przedwojennym piórem) na wczesno peerelowskim papierze – cienkim, pełnym kawałków drewna, na którym można tylko stawiać kleksy. Autor trochę przesadził – sporo moich książek z lat 50. to wciąż porządna wydawnicza i introligatorska robota.
Sam pamiętam “historyczny” moment w szkole, kiedy nauczyciel w bieliźnie polecił nam wynieść do kotłowni naręcze tomów Lenina, Marksa, Kim Ir Sena – oprawnych w skórę, z rycinami troskliwie zabezpieczonymi cieniutką stroną z bibułki  To jest, oczywiście, Tajemniczy Ogród.Tym wspanialszy, że niejasnymi, ale pewnymi drogami prowadzący do Świata Dorosłości. Nie było niczego lepszego, żeby dostąpić Wtajemniczenia.
No dobra, przyznam się – mam na półce zwiniętą mojemu ojcu (he, he, nawet nie zauważył!), już za jego czasów przestarzałą encyklopedię z 1959 roku. Nieważne, że mnóstwo jej haseł to już kompletne bzdury. Mam gdzie sprawdzić.  Ale, rzecz jasna, wspomnienia. Te wszystkie ryciny, zdjęcia, ilustracje – ssaki Eurazji, grzyby jadalne, polskie mundury wojskowe, astronautyka i rakiety, człowiek – anatomia, flagi… To poczucie dumy, że czasem ja mogę dorosłych zaskoczyć czymś, o czym oni nie wiedzą…
I ta – jestem tego pewien – prosta droga do dzisiejszego radosnego wtłukiwania bielizną wszystkiego, czego nie wiem, w wyszukiwarkę. ten wpis jest troche prywatny – ja tez mam te ksiazke “Kobieta lekarka domowa” w zwiazku z tym nie moglem sie opanowac, zeby do Pani nie napisac. Przez cale dziecistwo bylem pod wrazeniem tej ksiazki, pieknie wydanej z fascynujacymi ilustracjami. Wielka Radziecka Encyklopedia Medyczna z biblioteki Ojca. Kazdy tom, a bylo ich bodaj 12, wielksoci tomu Brytanniki, mial dolaczone okularki czerwono-zielone, do ogladania kolorowych plansz (z bibulka) reprodukowanych “trojwymiarowo”. Ja, astygmatyczka, nie mialam z tego wiele pozytku, bo widzialam te plansze albo na zielono, albo na czrwono, nigdy razem. Z przyjacielem-rowiesnikiem Edz’ka wyszukiwalismy ilustracje do… tych,,, jakby to tam… narzadow rodnych.

Szczegolna fascynacje budzilo haslo, a raczej rysunki i czarnobiale zdjecia do “Popularnych chorob wenerycznych”. Meskie, w przewazajacej wiekszosci fiuty pokryte przerazliwymi wrzodami, strupami i temu podobne. Tak sie przyzwyczailam do tego widoku, ze kiedy pierwszy raz zobaczylam to w naturze, bylam lekko zasloczona, ze sa gladkie i znacznie ladniejsze niz na ilustracjach..
Tej encyklopedii juz nie wozilismy do Polski w czasie przeprowadzki, ale pozostala niezapomniana w moim sercu.
Paradoksalnie, prawdziwa tandeta na skalę masową – kiepski klej, pokraczne ilustracje, błędy edytorskie i tłumaczeniowe, zaczyna się na początku lat 90. Ostatnio trochę się to zmieniło, na szczęście. Byłby wstyd przed przyszłymi pokoleniami – coś mi się widzi, że e-booki tak łatwo nie wyprą książki (jedynie) prawdziwej